Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/616

Ta strona została przepisana.

— A cóż, nie mówiłem ci, drogie me dziecię — rzekł do niej — że Lucyan tu przyjdzie i że kochać cię będzie.
Marya smutno pochyliła głowę.
— Tak... przyszedł — odpowiedziała — byłam przez parę chwil szczęśliwą, wszak teraz gdym go widziała, słyszała głos jego, bardziej cierpię, niż kiedy.
— Dlaczego? Przyjął wszystko, co mu proponowałaś. Myśl o stosunkach poufnej z nami przyjaźni do reszty go podbije.
— Mylisz się ojcze... on nie przyjął wszystkich mych propozycyi — wyszepnęła z cicha.
— Bardzo naturalne, iż chciał zachować kilka godzin czasu dla widzenia się ze swymi przyjaciółmi.
— Nie! nie z przyjaciółmi to on widzieć się pragnie — zawołała Marya z uniesieniem — mam przeczucie w tym względzie... mam pewność. Jeżeli zgodził się na niektóre z mych życzeń, to z przyczyny, iż takowe nie uczynią mu żadnej różnicy. Wyłącza dla sienie niedziele, o które ja go prosiłam! Wyłącza... aby je poświęcił tej, od jakiej oderwać się nie jest w stanie!.. Tej, która go odsuwa odemnie... która mi ukradła jego miłość... a o którą jestem zazdrosna!
— Co... o Łucyę? — zawołał milioner z pogardą.
— Tak! o nią właśnie... bo dlaczegobym zazdrosną być niemiała? Ach! ty nie wiesz ojcze, co się dzieje winem sercu!.. niepojmujesz, ile cierpię!.. Jest to ogień, który mnie zwolna pożera, który mnie złą i cierpką czyni! Są godziny, gdzie wszystko widzę w płomieniach około siebie... są chwile, gdzie czuję, iż ma ręka gotową jest za broń pochwycić, dla wymierzenia ciosu, tej mojej rywalce. Dla jej zgładzenia gotową jestem stać się kryminalistką!.. Ja ją zabiję!.. tę Łucyę, zabiję! Bo skoro ona umrze, on kochać jej już nie będzie!..
— Ależ to szaleństwo, me dziecię!
— Tak; zazdrość łączy się z szaleństwem... A ja...ja jestem zazdrosną! Na samą myśl, iż on widuje się z nią... ro-