— Za twój sposób zachowania się wczoraj wobec mej córki.
Usłyszawszy to, Lucyan zadrżał, marszcząc czoło pomimowolnie.
— Moje zachowanie się — odrzekł — było całkiem naturalnem, wynikało ono z wdzięczności, jaką żywię tak dla pana, jak i panny Maryi.
— Przekonywa mnie ono — mówił dalej Harmant — że korzystając z oddalenia, rozmyślałeś poważnie.
— Nad czem, panie, rozmyślać miałem? — pytał Labroue.
— Pragnąłem usunąć cię chwilowo z Paryża — mówił przemysłowiec, aby ci dać możność do swobodnego rozmyślenia się w samotności. Lecz otóż wróciłeś, należy nam więc teraz pomówić z sobą otwarcie. Jakże znalazłeś mą córkę? — pytał ze wzruszeniem, które było prawdziwem, ilekroć razy mówił o swem dziecku — powiedz mi szczerze — Uważam, panie, iż nieco zeszczuplała... doktorzy powinniby się zająć na seryo stanem jej zdrowia...
— Nie będąc doktorem, sam stwierdzasz grożące jej niebezpieczeństwo?
— Na nieszczęście, tak panie... jest to widocznem.
Harmant, wsparłszy obie ręce na biurku, ukrył w dłoniach głowę. Przez palce łzy mu przeciekały. Ojcowska ta boleść wstrząsnęła Lucyanem do głębi.
— Zasmuciłem pana pomimowolnie — rzekł.
— Nie... to nie ty mnie zasmucasz, mój drogi — ozwał się Harmant, podnosząc głowę — lecz fakta... zbieg okoliczności. Tak — dodał — wiem dobrze i czuję, że życie mej córki jest silnie zagrożonem... życie mojego jedynego dziecka, które kocham nad wszystko na świecie... dziecka, które jest wszystkiem dla mnie, bez którego żyćbym nie zdołał! Doktorzy powiadomili mnie, iż Maryi zagraża niebezpieczeństwo, nie jest ona wszakże skazaną jeszcze na śmierć bez odwołania. Obok złego, istnieje środek zaradczy, a tym jest dla niej... małżeństwo...
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/619
Ta strona została przepisana.