Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/623

Ta strona została przepisana.

przekonanym, iż uknułeś potwarz, aby mnie odsunąć od tej, którą kocham!...
— Smiałżebyś mnie o to posądzać? — wykrzyknął Garaud.
— O potwarz i kłamstwo, tak!... dopóki nie otrzymam dowodów! Jeżeli pan je posiadasz, dostarcz mi takowe bezzwłocznie.
— Mam je.
— Proszę o nie.
— Czy wiesz, kto jest ta Łucya, której chcesz nadać swoje nazwisko?
— Wiem... jest to uczciwa dziewczyna.
— Sierota, oddana przed dwudziestu jeden laty do przytułku dla opuszczonych dzieci, zapisana w księgach szpitala pod numerem dziewiątym.
— Wiem o tem i nie zważam na to wcale. Nie przynosi to hańby dziecku, ale występnym rodzicom.
— Niech i tak będzie — odparł milioner z ironicznym uśmiechem. Jak widzę, chcesz rządzić się szlachetnemi uczuciami. Nie powiadomiłeś się jednak chociażby dla własnego przekonania, kto byli rodzice tej dziewczyny i jaka krew płynie w jej żyłach?
— Raz jeszcze powtarzam panu, że to mnie nie obchodzi. Przypuszczając, iż jej rodzice byli niegodnymi ludźmi, ani jedna odrobina z ich występku w niej nie istnieje.
— Doprawdy?... Zaślepia cię miłość!...
— Być może, iż szaleństwo... Nie chcę się jednak z niego wyleczyć.
— A jednak będziesz musiał, skoro ci powiem, jaką kobietę pragniesz poślubić.
— Słucham... racz pan powiedzieć...
— Łucya jest córką Joanny Fortier, morderczyni twojego ojca — mówił Garaud — a jeśli nie zechcesz uwierzyć mym słowom, przekonam cię dowodami.