Głuchy krzyk wybiegł z piersi Lucyana. Upadł na krzesło z błędnem spojrzeniem, podczas gdy konwulsyjne drżenie wstrząsało nim całym.
∗
∗ ∗ |
W chwili, gdy powyższa scena odbywała się w Courbevoie, w gabinecie przemysłowca, elegancki powóz zatrzymał się na ulicy Bourbon, przed domem, gdzie Łucya zamieszkiwała. Marya, wysiadłszy, przeszła podwórze, poczem zwróciła się ku okienku odźwiernej.
— Czy panna Łucya jest w domu? — spytała.
Po otrzymaniu potwierdzającej odpowiedzi, udała się na schody, pukając do drzwi robotnicy.
Łucya, jak zwykle, pracowała. Położywszy robotę na stole, zbliżyła się ku drzwiom, aby takowe otworzyć. Ujrzawszy Maryę, której ubliżającego sobie przyjęcia dotąd nie zapomniała, cofnęła się zdumiona, z obawą.
— Ty, pani, tu... u mnie? — zapytała zcicha.
Marya postąpiła naprzód. Zdawała się być spokojną, oblicze jej wyrażało stanowczość niezachwianą.
— Przybywasz pani zapewne dla dowiedzenia się, czy wykończyłam kostyumy? — mówiła.
Marya potrząsnęła głową przecząco.
— Nie — odpowiedziała — przychodzę pomówić z tobą w nader ważnym przedmiocie.
— W ważnym przedmiocie?... — powtórzyła Łucya ze wzrastającą obawą.
— Tak, pozwolisz, że usiądę.
— Och! przebacz mi pani — zawołało dziewczę, podając jej krzesło. — Zdjęta zdumieniem, zapomniałam o najprostszych regułach grzeczności.
— Usprawiedliwiam cię zupełnie w tym razie — odparła, siadając, milionerka. — Mówiłaś mi, że jesteś sierotą? — zaczęła, patrząc śmiało w oczy młodej dziewczynie.