bynajmniej chodzi z mej strony, ale o prostą zamianę, jaką pragnę ci zaproponować.
— O zamianę?
— Na twoją korzyść... ponieważ dzięki jej, możesz stać się bogatą. Trzysta tysięcy franków dla takiej, która nic nie posiada, to znaczy majątek.
— Wytłumacz mi pani jaśniej rzecz całą — poczęła Łucya, owładnięta nerwowem rozdrażnieniem. Przemawiasz do mnie zagadkami... ofiarujesz mi ogromną sumę, wzamian za jakąś przysługę... Cóż to za zamiana nastąpić ma pomiędzy nami?
— Przedewszystkiem po otrzymaniu tej ogromnej, jak ją nazwałaś sumy, opuścisz natychmiast nietylko Paryż, lecz Francyę na zawsze.
— Opuścić Paryż! opuścić Francyę!... — wołała z osłupieniem robotnica — ależ dlaczego?
Marya zmarszczyła czoło, przygryzając usta.
— Dlatego, ażebym cię nie widziała więcej! — zawołała z zawiścią, zrywając się z krzesła.
Łucyę ogarnął przestrach. Bardziej niż kiedykolwiek przekonaną była, iż przybyłą dotknęło pomięszanie zmysłów.
— Ażebym cię nie widziała więcej około siebie! — wołała z gwałtownością milionerka — tu, w tem samem mieście... ażebym cię nie spotykała na swojej drodze co chwila... ażeby gasnące me życie ożywiło się nareszcie... ażebym mogła zakosztować szczęścia i spokoju!...
Łucya cofnęła się z obawą.
— Ach! — zawołała, przykładając rękę do czoła — teraz rozjaśniłaś mi pani powód zmiany swego postępowania, twych słów, raniących mnie głęboko... twego spojrzenia, pełnego nienawiści... ty jesteś o mnie zazdrosną!...
— Tak... jestem zazdrosną! — odrzekła, rzucając spojrzenie, pałające gniewem.
— Kochasz Lucyana?
— Kocham go!
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/626
Ta strona została przepisana.