— Odrzucając jednak czynione sobie propozycye, utraci obowiązek w fabryce.
— Inne natomiast odnajdzie. Zdolności jego znane są teraz, ofert będzie miał poddostatkiem. Precz więc ze smutkiem, ufaj i wierz w przyszłość!..
— Oby nadeszła jaknajrychlej niedziela, bym mogła widzieć się z Lucyanem i opowiedzieć mu wszystko.
— Za trzy dni nadejdzie... czas ten szybko upłynie. Zobaczysz swego narzeczonego, on cię uspokoi. Nie traćmy odwagi... nie wytwarzajmy sobie zgryzot samowolnie. Do widzenia, me dziecię.
— Odchodzisz, matko Elizo?
— Muszę pójść zdać rachunek w piekarni.
— Ale przybędziesz tu w ciągu dnia?
— Niewiem... ponieważ mam roznosić chleb, w odległych punktach miasta.
— Do widzenia, zatem wieczorem.
— Do widzenia, najdroższe me dziecię.
Joanna Fortier uścisnąwszy Łucyę, odeszła.
∗
∗ ∗ |
Pozostawiliśmy Lucyana Labroue, zgnębionego ciosem, jaki mu zadał Harmant, przez wykrycie tajemnicy. Jeżeli można było uwierzyć milionerowi, Łucya byłaby córką Joanny Fortier, skazanej na dożywotnie więzienie za morderstwo Juliana Labroue, kradzież i podpalenie fabryki. Ta kobieta, uczyniła sieroty Lucyana, pozbawiła go majątku, a on kochał jej córkę? W rzeczy samej byłoby to coś potwornego, gdyby się okazało prawdą... Czy jednak było to prawdą? Lucyan nie przypuszczał tego. Po przejściu chwilowego osłabienia, zapanował nad trwogą i wzruszeniem.
— To potwarz! — zawołał.
Harmant uśmiechnął się.