Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/632

Ta strona została przepisana.

— Nic nie dowiodło dotąd zbrodni z jej strony — zawołał.
— Sprawiedliwość wydała wyrok..
— Sprawiedliwość często się myli... Ja wierzę w niewinność Joanny Fortier... wszak panu o tem mówiłem — powtórzył.
— Nie; ty to raczej się mylisz... Wierz sobie zresztą, skoro tak chcesz, do chwili jednak, w której jej uniewinnienie wygłoszonem uroczyście nie zostanie, (a która to chwila może nie nastąpić nigdy), Joanna Fortier jest winną pomienionych zbrodni. Idź... zasięgnij od owej zbiegłej z więzienia w Clermont, dowodów jej niewinności... nieci! ci takowych dostarczy... niech je przedstawi sądowi, a wtedy będziesz miał prawo kochać Łucyę i zaślubić ją. Dopóki jednak ta dziewczyna. pozostanie córką morderczyni...
— Dość panie... dość! na Boga! — wyjąkał Lucyan z rozpaczą.
— Widzisz, że miałem słuszność! — mówił Jakób Garaud — widzisz, że bez okrycia się hańba, syn ofiary nie może nadać swego nazwiska córce zbrodniarki!
— Przez litość... przestań pan... zamilcz!
— Dlaczego?
— Torturujesz mnie... rozdzierasz mi serce...
— Uzbrój się w odwagę! Zaniechaj związku, jakiegoby ci nie wybaczył żaden z uczciwych ludzi... związku, któryby okrył cię hańbą i pogardą... Łucya Fortier już nie istnieje dla ciebie... jesteś wolnym... ocal mą córkę...
— Lecz ja nie kochani panny Maryi...
— Co to znaczy? Mówiłem ci już... ileż najszczęśliwszych widzimy małżeństw, zawieranych początkowo bez miłości... Uczucie to, znajdzie się później.
— Panie... ach! panie! — jąkał Lucyan, jak obłąkany boleścią. — Czyż nie pojmujesz jaki cios straszny wymierzyłeś w me serce? miej litość nademną!.. Ów związek, był całem mem życiem... całem istnieniem!.. marzyłem i we śnie tak pię-