— Powiem jej, panie — rzekł Lucyan.
— Kiedy?
— Dziś wieczorem... pojadę z panem na ulicę Murillo.
— Dziękuję ci, mój drogi, całą nadzieję w tobie pokładani...
— Pozwolisz mi pan, iż zabiorę ów protokuł na kilka godzin? — zapytał Labroue.
— Owszem... weź go, jeśli ci przydatnym być może.
— Mogęż na dzień dzisiejszy uwolnić się z fabryki?
— Możesz... lecz pamiętaj, że wieczorem oczekujemy cię u siebie.
— Przybędę o w pół do siódmej nieodmiennie.
— I będziesz u mnie obiadował. Oczekuję cię... czyli raczej oczekujemy na ciebie.
Lucyan, wyszedłszy z gabinetu przemysłowca, powiadomił nadzorcę robót, iż przez dzień cały będzie nieobecnym w fabryce, poczem tramwajem udał się do Paryża. Zatopiony w myślach, zgłębiał otaczające gu okoliczności.
— Rzeczywistość — rzekł — jasno staje przed oczyma. Harmant zatrzymał mnie nad brzegiem przepaści, w jaką byłbym się rzucił bezwiednie: Łucy jest córką Joanny Fortier, zbrodniarki, która zamordowała mojego ojca. Mimo, iż powątpiewam, by zabójstwo to przez nią mogło być dokonanem, mnóstwo dowodów oskarża ją w tym razie, gdy ani jeden nie świadek na jej stronę! Ja sam mogę jedynie tylko powątpiewać. Zaślubiając mimo to Łucyę, popełniłbym nikczemność wobec całego świata, skalawszy tem tyle mi drogą pamięć ojca. Harmant naówczas rozgniewany, głosiłby o tem na wszystkie strony, a ja odepchnięty zostałbym przez uczciwych ludzi. Łucyą, to biedne dziewczę, niewinnie cierpieć będzie, ale cóż począć, gdy nosi owo przejęte nazwisko, skalane krwią mojego ojca! Nie! związek z nią jest niemożebnym... on nigdy nastąpić nie może! Ach! biedna... biedna Łucya, zmuszonym będę złamać jej serce, wówczas, gdy i moje własne ciężko się krwawi. Żegnajcie moje nadzieje... Żegnaj miłości!
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/635
Ta strona została przepisana.