Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/641

Ta strona została przepisana.

od zdruzgotania; chwiała się cała. Lucyan, spoglądając na nią, nie pojmował piorunującego ciosu, jaki sprawiły jego wyrazy.
Zwolna, siłą woli, zapanowała nad sobą nieszczęśliwa.
— Co pan mówiłeś? — pytała zaledwie dosłyszanym głosem — źle zrozumiałam zapewne... Pan utrzymujesz, że Łucya jest córką kobiety, skazanej niegdyś za zamordowanie twojego ojca?
— Tak... córką Joanny Fortier...
— Córką Joanny Portier! — krzyknęła. — Ona... jej córką?... ona, Łucya, jej córką?!...
Biedna kobieta zdawała się być owładnięta szaleństwem. Omal, że nie wyjawiła tajemnicy. Chciała powiedzieć: Moja córka! prędko jednakże odzyskawszy przytomność, powstrzymała się z wyjawieniem prawdy synowi tego, o którego zamordowanie ją oskarżano.
— Lecz co tobie, matko Elizo? — pytał Lucyan, zdumiony tak gwałtownem wzruszeniem roznosicielki, mimo, iż znał wielkie jej dla Łucyi przywiązanie.
— Pytasz pan, co mi jest? — powtórzyła z wąchaniem, szukając pozoru, ażeby się nie zdradzić. Co mi jest? ja sama nie wiem... To, coś mi nagle wyjawił przed chwilą, wprawiło mnie w zdumienie do tego stopnia, iż w pierwszej chwili utraciłam prawne przytomność. I teraz nawet zaledwie śmiem wierzyć, ażeby Łucya miała być córką Joanny Fortier? Zkąd pan wiesz o tem?... Czy masz dowody?
— Posiadam autentyczny, niezaprzeczony dokument.
— Masz go tu... u siebie?
— Tak.
— Pokaż mi go... pokaż jaknajprędzej!...
— Oto jest — rzekł Lucyan, podając roznosicielce protokuł, otrzymany od Harmanta.
Joanna wyrwała mu go z ręki, czytając chciwie, podczas czego na jej bladej twarzy malowało się głębokie wzruszenie.