Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/647

Ta strona została przepisana.

— Ja moje drogie dziecię... ja... moja ukochana!.. I pośpieszyła uścisnąć dziewczę — dodając. — Wychodziłaś... nie było cię w domu?
— Tak, wychodziłam do pani Augusty, odnieść robotę, lecz mocno tego żałuję...
— Dlaczego?
— Ponieważ Lucyan tu był podczas mej nieobecności, o czem powiadomiła mnie odźwierna. Nie widziałaś go, matko Elizo?
Joanna pohamowała się całą siłą.
— Nie... nie widziałam — odpowiedziała.
— Odźwierna mówiła mi, że był bardzo smutny.. . — Zdawało się jej być może...
— A jeśli to prawda, matko Elizo, ogarnia mnie trwoga...
Joanna zadrżała.
— Trwoga... — wyszepnęła — czegóż się obawiasz?
— Od rana... od tej wizyty panny Harmant, straszne jakieś przeczucia mnie dręczą...
— Staraj się to pokonać, me dziecię... Nieraz dręczymy się sami bezzasadnie... potrzeba ci roztargnienia, jeżeli zechcesz, obiadować będę wraz z tobą...
— Ach! dobrze... dobrze matko Elizo.
— Wyjdę za kupnem żywności i przygotuję wszystko co trzeba.
— A ja tymczasem wykończę moją robotę...
— Lecz odpędź czarne myśli, proszę cię o to...
— Przyrzekam.
— Zatem do widzenia...
Tu wyszła Joanna, uścisnąwszy swą córkę.