Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/649

Ta strona została przepisana.

— Lecz zkąd... dlaczego? miałeś pan być może z mym ojcem jakąś przykrą rozmowę? Mój ojciec jest dobrym... najzacniejszym z ludzi, ale bywa gwałtownym niekiedy...
— Tak, w rzeczy samej, miałem z ojcem pani nader bolesną rozmowę — odrzekł Labroue i ztąd to właśnie pochodzi moje cierpienie...
— Nic nie rozumiem...
— Posłuchaj mnie pani... Nadeszła chwila stanowcza, w jakiej należy nam jasno spojrzeć w otaczające nas okoliczności, a ku temu dojść jedynie możemy drogą zupełnego porozumienia... otwartości, chociażby nawet brutalnej...
Marya pobladła. Trwoga ścisnąwszy jej piersi nie dozwoliła przemówić.
— Przypadek, czyli raczej mówiąc prawdę, potrzeba pracy — mówił Lucyau dalej — poprowadziły mnie ku tobie pani...
— Miałżebyś pan tego żałować? — szepnęło — dziewczę, przytłumionym głosem.
— Tak pani... ponieważ ów dzień sprowadził mi nadmiar mąk i cierpień. W dniu tym, widząc dla siebie tyle współczucia z twej strony, przysiągłem ci wdzięczność dozgonną, a Bóg świadkiem, iż mówiąc to nie kłamałem. Popierając prośbę mego przyjaciela Jerzego Darier, dopomogłaś mi pani do pozyskania stanowiska, o jakiem marzyć nie śmiałem, zapewniłaś mą przyszłość.
— Lecz panie...
— Pozwól mi pani, proszę, dokończyć i wybacz jeżeli wyrażenia moje okażą ci się nazbyt szczeremi... Obowiązkiem jest moim, wszystko ci powiedzieć, a w takim razie nie jest się panem własnego serca. Zaszczyciłaś mnie pani wyróżnieniem wśród wielu... natchnąłem cię uczuciem, przechodzącem moje zasługi... czuciem... jakiego nigdy oczekiwać nie mogłem.
— Ach! — zawołała Marya gwałtownie — rozumiem teraz dlaczego pan wcześniej przybywasz... dlaczego mówisz do mnie z tak lodowatą obojętnością... Chcesz mi powiedzieć, że mnie nie kochasz i nigdy kochać nie będziesz!