fortville. — Przybycie pracowników do warsztatów odbywało się zwykłym trybem. Jakób Garaud, przychodząc pierwszy, przemykał się szybko przed stancyjką Joanny, która zajęta podpisywaniem arkuszy, zaledwie zdołała go spostrzedz przebiegającego. Śledziła go jednak z uwagą. Zagadkowi od wczoraj słowa nadzorcy, jego dziwny sposób zachowania się i ponury wyraz fizyognomii, niepokoiły mocno panią Portier. — Pragnęła zobaczyć Jakóba, by się przekonać czy był spokojniejszym, a myśląc o nim pomimowolnie, do tego stopnia pogrążoną była w zadumie, iż obecni to zauważyli. Chłopiec do posług, Daniel, zatrwożył się tem bardzo, przyszedłszy wziąć klucze od gabinetu inżyniera i kasy pana Ricoux, gdzie sprzątał codziennie.
— Jak pani jesteś bladą, pani Portier — zapytał — czy nie jesteś słabą?
— Bynajmniej.
— A jednak coś panią dręczy, ja widzę.
— Nic nadzwyczajnego, upewniam! — Domyślam się że odjazd twój ztąd, sprawia ci tyle zmartwienia. — Potrzeba będzie zmienić zwyczaje, oszczędzać się, szukać roboty. Czy pani pozostaniesz w kraju, pani Fortier?
— Nic jeszcze nie wiem! — odrzekła krótko Joanna, chcąc uniknąć uporczywych zapytań chłopca.
— Jestem pewny — ciągnął dalej Daniel — że pryncypał nie pozwoli pani odjechać bez pięknego pieniężnego uposażenia. Będzie to sprawiedliwem.
— Nie przyjmę nic! — zawołała wdowa wyniośle.
— Ma się rozumieć, każdy ma swą dumę. Lecz można nic nie żądać, a jednak przyjąć, gdy ofiarują.
— Jałmużny nie przyjmę!
— Do czarta! — z jaką pychą pani to mówisz. Nikt tu nie myśli o tem — kończył Daniel — pani się gniewasz więc na pana pryncypała?
Joanna nie mogła powstrzymać oznaki zniecierpliwienia.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/65
Ta strona została przepisana.