Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/651

Ta strona została przepisana.

żebnem... wiem o tem... lecz później prawdopodobnem być może. Nadejdzie chwila, w której kto wie, czy kochać nie przestaniesz tej, która posiadła twe serce.
— Od dziś niepowinienem... nie mogę jej kochać... — wyszepnął Lucyan z boleścią.
Marya zerwała się nagle.
— Coś pan powiedział? — krzyknęła. — Niepowineneś, nie możesz jej kochać?
— Nie! — odrzekł Lucyan ponuro.
— Cóż się więc stało? Umówiwszy się może wraz z ojcem, łudzisz mnie uczuciem litości z twej strojny? Albo ta przeklęta rywalka okazała się być ciebie niegodną?
— Tak jest...
— Nie kłamiesz?
— Nie... nie! przysięgam!
— Cóż uczyniła zatem ta nikczemna, przez którą tyle wycierpiałam, tyle łez wylałam podczas mych długich nocy bezsennych?...
— Ach! nie waż się pani zobelżać jej... — zawołał Lucyan z oburzeniem. — Łucya jest najuczciwszą z dziewcząt... jest ona czystą jak anioł!
— Mówisz, że ją nie kochasz, a bronisz jej z takim zapałem! — wołała, rozpłomieniona zazdrością milionerka.
— Tak! a mimo to, muszę wyrwać tę miłość z mojego serca.
— Kłamstwo!
— Nie pani... to prawda... straszna, okrutna prawda!.. Nie wolno mi kochać córki, morderczyni mojego ojca!
— Co?.. Łucya więc...
— Jest córką Joanny Fortier, skazanej wyrokiem sądu za zabójstwo mojego ojca.
— Czy podobna? — zawołała Marya w osłupieniu. — Nie jest-że to zmyśloną bajką, ażeby mi dać nadzieję, iż kiedyś zwrócisz się ku mnie?