— Ależ to prawie zupełnego zrzeczenia się żądasz pan odenmie — odpowiedziało dziewczę ze łzami. — Boleść zabija... wiem o tem!.. Co więc stałoby się zemną, gdybyś pan legł pod nadmiarem własnej boleści?
— Nie lękaj się, pani... Żyć będę! będę żył... przysięgam! gdyż posłannictwo moje nieukończone jeszcze na tym świecie. Żyć będę, powtarzam i uzdrowienie nadejdzie.
— Na seryo to pan mówisz?
— Słowo honoru uczciwego człowieka.
— A więc... niech spełni się to, czego żądasz... — szepnęła smutnie Marya. — Będę oczekiwała...
— Biedne to dziewczę umrzeć może... — pomyślał Lucyan wzruszony. — Inaczej wszakże postąpić mi niepodobna.
W tej właśnie chwili wszedł Harmant. Za jednym rzutem oka odgadł, co zaszło pomiędzy dwojgiem obecnych. Mam ocierała łzy z oczu, Lucyan stał blady, poważny.
— Porozumieliście się więc, moje dzieci? — zapytał, całując swą córkę.
— Tak, ojcze...
— Cóż było przedmiotem waszej rozmowy?
— To, o czem pan wiesz... — rzekł Labroue.
— I postanowiliście?
— Czekać — odpowiedziało dziewczę stłumionym głosem.
Przemysłowiec rzucił się gniewnie.
— Ojcze! będę oczekiwała cierpliwie — odezwała się Marya, spostrzegłszy ów gest oburzenia. — Słuszne i nader ważne powody przemawiają za panem Lucyanem, świadczą one wysokiej prawości jego charakteru.
— Uczynię wszystko z mej strony dla zapewnienia szczęścia pańskiej córce — rzekł Labroue. — Chodzi tu o zwlokę czasu jedynie.
Marya ukryła twarz na piersiach swojego ojca, podczas gdy Harmant rzucił na Lucyana pełne wymówek spojrzenie, jakie wyrażało:
— Ażeby czekać, potrzeba żyć... a ty ją zabijesz!
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/653
Ta strona została przepisana.