Powiedziawszy to, Amanda spełniła wielką nieroztropność.
Soliveau uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Ależ nie jesteś wolną?
— Pozyskani urlop od mojej zwierzchniczki.
— Czyż ona ci go udzieli?
— Na długo nie... ale na tydzień...
— Zatem rzecz ułożona. Staraj się o urlop... jedziemy na wieś na osiem dni.
— Przyrzekasz?
— Przyrzekam.
— Kiedyż wyjedziemy?
— Dziś w wieczór, jeżeli zechcesz.
— Doskonale! A gdzie się udamy?
— Wybieraj miejscowość.
— Wszystko mi jedno... aby nad brzegiem rzeki. Wynajmniesz czółno, będziemy pływali od rana do wieczora, Możebyśmy się udali do Asnières?
Owidyusz się skrzywił.
— Zbyt blisko Courbevoie... — pomyślał sobie.
— Nie podoba ci się ta okolica? — pytała Amanda.
— Tak; nazbyt jest ona zaludnioną... Nie Jest to wieś w pełnem znaczeniu tego słowa.
— Sam więc obieraj.
— A gdyby w Bois-le-Roi?
— Zgoda. Na skraju lasu Fontainebleau, nad brzegiem Sekwany. Czy masz znajomych w Fontainebleau?
— Niektórych... z jakiemi wiążą mnie stosunki finansowe.
— Zatem jedziemy do Bois-le-Roi. Znajdziemy tam bez trudności przyzwoite mieszkanie.
— Po śniadaniu, wyjadę do Bois-le-Roi drogą żelazną i zajmę się szczegółami. Ty staraj się otrzymać uwolnienie od pani Augusty, dokonaj potrzebnych zakupów na osiem dni wilegiatury, a następnie tu się spotkamy.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/662
Ta strona została przepisana.