Pawilon ów, przedstawiający się nader powabnie, zawierał cztery pokoje, jadalnię, dwie sypialnie i kuchnię, wszystko starannie umeblowane.
Owidyusz włożył walizę do szafy, zamknąwszy na klucz takową.
— Proszę codziennie przychodzić dla uprzątania — rzekł do służącej.
— Przybędę, bądź pan spokojnym.
Soliveau wrócił do oberży na obiad, gdzie zażądawszy pióra i atramentu, siadł, pisząc następujące słowa:
Przebywam na willegiaturze w Bois-le-Roi. Gdybyś potrzebował widzieć się ze mną, napisz lub zatelegrafuj pod adresem, barona Arnolda de Reiss, do oberży pod znakiem Domine Myśliwych.
Włożywszy w kopertę ów list, zaadresował, Pawłowi Harmant w Courbevoie, a przywoławszy oberżystkę, rzekł:
— Jestem baronem Ardoldem de Reiss, chciej pani zapamiętać moje nazwisko.
— Niezapomnę... — odpowiedziała kłaniając się z poszanowaniem.
— Oczekuję na moją kuzynkę, która przepędzi dni kilka w mojem towarzystwie. Gdyby nadeszły do mnie jakie listy lub telegramy, chciej pani bezwłocznie oddać takowe do rąk mnie samemu.
— Dobrze panie... Ściśle wypełnię zlecenie.
— Lecz gdzie tu jest biuro pocztowe? — zapytał.
— Oto tam, na wzgórzu panie. Najlepiej jednak wrzucić fet do skrzynki, na stacyi.
Soliveau udał się w stronę drogi żelaznej, gdzie wyprawił swój list.
Pozostawała mu godzina czasu, do przybycia Amandy.