— Nie mogłeś pan słyszeć, ponieważ na prośby owego pasażera, który znał rodzinę złodzieja, przyrzekłem o tem zamilczeć.
— Na tym samym okręcie — mówił doktór dalej — spotkałem pewnego kanadyjczyka, który dał mi poznać rzecz najbardziej zadziwiającą, jaką kiedykolwiek poznałem.
— Cóż to takiego?
— Płyn, który Indyanie nazywają Likierem mowy, a jaki dorównywa w działaniu płynowi Jawa, otrzymywanemu z wyciągu Pohou-upas.
— Tak... tak. Znam to — rzekł Ireneusz Bossę. — Słyszałem o skutkach tego płynu, jaki zmusza do zeznań, najbardziej uporczywych ludzi. Sądziłem jednak, że jego cudowne skutki są tylko bajką, używaną w melodramach.
— Mylisz się pan w tym względzie, panie Bosse.
— Tak pan sądzisz?
— Więcej niż sądzę... jestem tego pewny.
— Robiłeś pan z nim doświadczenia?
— Po kilkakrotnie, a zawsze ze skutkiem pożądanym.
— Przestaję więc być niedowiarkiem. I cóż doktorze, przywiozłeś zapewne z Ameryki, wiele odkryć naukowych? — pytał dalej Bosse.
— Poznałem niektóre rośliny, nie zamieszczone we francuzkiej medycynie, a posiadające niezaprzeczenie wysoką wartość działania.
— I używasz tych roślin?
— Ilekroć razy wymagają tego okoliczności.
— Jak długo pan w naszym kraju pozostaniesz?
— Przybyłem na kilka dni tylko, by widzieć się z chorą mą siostrą, a korzystając z tego pobytu, wypoczywam sobie, jak pan widzisz.
— Zatem dopóki pozostaniesz, doktorze, w Bois-le-Roi, odwiedzaj nasz proszę codziennie. Będziemy mówili o pięknej tej Ameryce, którą kocham, lecz w której jednak nie obciąłbym umierać.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/668
Ta strona została przepisana.