tlania. Spodziewam się, że natenczas wolno mi będzie to zrobić... Nikt się już nie będzie obawiał pożaru.
— Ostrożność nigdy nie zawadzi — odpowiedział Ricoux. — Jest wiele złych ludzi... ludzi mściwych, którzy płacą złem za złe.
Usłyszawszy to młoda kobieta wzruszyła ramionami, nic nie odpowiadając. W chwili tej nadszedł Jakób Garaud.
— Spostrzegłszy pana — rzekł do kasyera — przychodzę do ciebie.
Na głos nadzorcy obróciła się Joanna i spojrzała na mówiącego, który się jej wydał zupełnie spokojnym. Twarz jego nie miała już ponurego wyrazu, jak dnia poprzedzającego. Ze swej strony Jakób, mówiąc do pana Ricoux, śledził młodą kobietę ukradkiem.
— Czego żądasz? — zapytał go kasyer.
— Chciałem pana zawiadomić, że żona Wincentego zmarła wczoraj wieczorem.
— Och! biedak, słuszne miał zatem przeczucia.
— Prosił mnie przez mechanika, abym mu przysłał pieniądze, jakie mu się należą za jego robotę, dodając, że już nie wróci do warsztatów, lecz powędruje do swego rodzinnego kraju.
— Mądry szpak, widzisz — rzekł kasyer — przewidział, że go usuną, i aby nie ubliżyć swej osobistej godności, sam prosi o zwolnienie.
— Czyś zesumował rachunek Wincentego?
— Tak.
— Daj mi go zatem.
— Oto jest.
Jakób dobył z kieszeni arkusz papieru i poda] kasyerowi, który go przebiegł oczyma.
— Pięćdziesiąt cztery godziny — rzekł — po dziewięćdziesiąt centymów, to uczyni czterdzieści ośm franków i sześćdziesiąt... Chodź ze mną, Jakóbie, weźmiesz dla niego należytość.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/67
Ta strona została przepisana.