Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/682

Ta strona została przepisana.

Po odejściu lekarza, oberżystka rozebrawszy Amandy poniosła ją na łóżko z pomocą Owidyusza, poczem odeszła.
Soliveau pozostał sam przy chorej.
— Szczęściem, że nie umarła... — wyszepnął — gdyż w takim razie pociągnąłby mnie był doktór nieodwołalnie do protokułu, a ztąd i zmuszony byłbym stanąć przed sądem... Zła sprawa... piekielnie zła sprawa... — mówił dalej — nie obawiam się jednak, skoro ta ladacznica ocaloną została. Doktór jest przekonany, żem działał jako zazdrosny kochanek, nie zwróci na to uwagi i cała ta rzecz pójdzie w zapomnienie. Lecz jakiż szczególny zbieg okoliczności... ów doktór jest jednym z tych mężczyzn, których widziałem siedzących pod dębem. Obok niego znajdował się starzec. Nie mogłem sobie natenczas przypomnieć, zkąd ja znam tego lekarza... wiem jednak teraz... widziałem go na pokładzie okrętu Lord Major. Wypytywał wtedy kanadyjczyka o właściwości Likieru prawdy. I znalazł się do stu piorunów właśnie, ażeby odgadnąć działanie tego płynu i ocalić Amandę. Inny, nie zrozumiawszy przyczyny złego, wierzyłby w otrucie dziewczyny. Ha! dobra gwiazda minie nie opuszcza — mówił z uśmiechem. — Wiem teraz co myśli Amanda... znam jej zamiar! będę się pilnował. Dziewczyna ta przestała być dla mnie niebezpieczną. Skoro odzyska przytomność, o niczem pamiętać nie będzie... oto rzecz główna!
Tak myśląc, rzucił się na kanapę, lecz zasnąć nie mógł.
Amanda leżała na łóżku nieruchomo. Od czasu do czasu wstrząsało nią nerwowe drżenie, poczem zapadła w bezsenność. Nadedniem cierpienie zniknęło.
— Chcę pić... mam pragnienie... — szepnęła unosząc głowę.
Soliveau podał jej szklankę wody z cukrem, jaką chciwie wychyliła, poczem padła bezwładnie na poduszki z przymkniętemi oczyma.