Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/685

Ta strona została przepisana.

Umocniona tą myślą, weszła w głąb kamienicy.
Po kilkakrotnie towarzyszyła ona Lucyanowi do domu, w którym zamieszkiwał, wskazywał jej z ulicy należące doń okna, nie wiedziała jednak, które drzwi do niego prowadzą na trzeciem piętrze. Zmuszoną była zatem udać się o objaśnienie do odźwiernego w tym względzie.
— Gdzie mieszka pan Lucyan Labroue? — zapytała, przystępując do okienka, gdzie siedzieli oboje odźwierni, jedząc obiad.
— Na trzeciem piętrze — odrzekła zapytana — drzwi po...
Nagłe uderzenie łokciem małżonka, nie pozwoliło skończyć kobiecie.
— Pan Labroue jest nieobecnym... — sucho zawołał odźwierny.
— Nie powrócił więc jeszcze? — pytała Łucya nieśmiało.
— Nie powrócił... i nie powróci... wyjechał!
— Wyjechał? — powtórzyło dziewczę ze zdziwieniem.
— Tak!
— Na długo?
— Nic nie wiem... Pan Labroue nie potrzebuje zdawać nikomu rachunku ze swych czynności.
Łucya pochyliła głowę.
— Dziękuję! — wyrzekła, oddalając się. I wyszła.
— Ach! ty głupia głowo... — krzyknął odźwierny na żonę w gniewie — nie pamiętasz więc polecenia, jakie nam pan Lucyan pozostawił?
— Zapomniałam...
— No to ja tobie przypomnę... — Mówił wyraźnie. — „Ktokolwiek bądź pytałby się o mnie, bądź to kobieta w starszym wieku, bądź młoda, pamiętajcie powiedzieć, żem wyjechał i niema mnie w domu.“ Zdaje mi się, że to jasne... hę?
— Tak... jasne... to prawda... lecz żal mi było tej młodej dziewczyny Dlaczego on widzieć się z nią nie chce?