— Ja ich nie odegnam... Ja umrzeć muszę! Lecz zanim umrę... chcę się z nim widzieć... muszę poznać przyczynę, dla której mnie opuścił... chcę wiedzieć, czyli ów człowiek, który mi przysięgał dozgonną miłość, sprzedał się za miliony pannie Harmant? Będąc uczciwą dziewczyną, spojrzę śmiało mu w oczy, ponieważ nie mam sobie nic do wyrzucenia. Ja nie chcę, ażeby świat sądził, iż stałam się przyczyną własnego nieszczęścia. Nie chcę... ażeby najmniejszy cień podejrzenia, o nieuczciwość padł na mą mogiłę. Lucyan nie chciał mnie przyjąć u siebie... spotkam go więc gdzieindziej... Będę czekała u drzwi jego domu... u drzwi fabryki, a wtedy będzie zmuszonym ze mną pomówić!..
— O! nie... nie Łucyo... ty tego nie uczynisz... — wołała Joanna Fortier z niepokojem.
— Dlaczego nie miałabym uczynić? Cierpię... strasznie cierpię... nie mamże więc prawa zapytać, zkąd pochodzą te niezasłużone me męki?
— Opuścił cię... zbądź to pogardą... milczeniem. Co cię obchodzić mogą powody?
— Osobista ma godność... poszanowanie samej siebie poznać mi je nakazują.
— A gdyby to wyjaśnienie przyniosło ci jedną boleść więcej?..
— Jedną boleść więcej? — powtórzyła Łucya, patrząc badawczo w roznosicielkę, — jakim sposobem... dlaczego? Ty domyślasz się czegoś, matko Elizo...
— Ja nic... nic nie wiem, me dziecie... — jąkała Joanna, czując, iż nie może, nie powinna dziewczęciu odkryć tajemnicy.
— Cóżby mnie gorszego spotkać mogło? — odrzecze Łucya z powagą. — Lucyan, zanim mnie ukochał, wiedział, że jestem sierotą, opuszczonem dzieckiem, w przytułku wychowanem... Wiedział, iż na życie zarabiam własną mą pracą, lecz obok tego, że nie zboczyłam nigdy z drogi uczciwej prawości,
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/690
Ta strona została przepisana.