Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/692

Ta strona została przepisana.

tułku rzucili, mieliżby oni spełnić jaką zbrodnię? Jeśli mój ojciec był nikczemnym, mamże ja niewinna nosić na sobie piętno jego występków i hańby?..

VIII.

— Dziecię... moje dziecię... och! milcz przez Boga!.. — wołała Joanna, wyciągając ku Lucyi ręce błagalnie. — Bluźnisz!.. ubliżając pamięci twojego ojca!
— Kogóż więc mam oskarżyć... kogo? — wołało dziewczę gwałtownie. — Błądzę w ciemnościach i wyjść z nich pragnę. Wszystko raczej... po nad zwątpienie... niepewność!,, Matko Elizo, ty widziałaś się z Lucyanem... on tobie powierzył fatalną ową tajemnicę... Tej tajemnicy nie powinnaś... nie możesz kryć dłużej przedemną. Jakkolwiek straszną by była... mów!.. Jeżeli bluźnię, oskarżając mojego ojca... zatec matka... moja matka okryła mnie hańbą?..
Joanna zachwiała się drżąc cała. Chciała zawołać: „Twą matką ja jestem... niesprawiedliwie mnie oskarżono!.. Niepodobna jej było jednak tego uczynić. Nie wystarczało albowiem ustne zaprzeczenie swej winy... potrzeba to było stwierdzić dowodami, dowodów tych nie posiadała.
Nie mając co odpowiedzieć, pochyliła głowę w milczeniu.
Łucya mówiła dalej:
— Mów!.. ależ mów proszę!.. Matka więc moja miałaby spełnić jakąś zbrodnię? Dlaczego Lucyan ci oznajmił, iż zawarcie naszego małżeństwa jest niemożliwem... dlaczego?
— Zmuszono go do tego.
— Lecz któżby miał prawo... kto mógł?..
— Nie odgadujesz więc? — zawołała Joanna. — Czyliżby Lucyan był się dowiedział o tej tajemnicy, jaka wykopała przepaść pomiędzy wami, gdyby ktoś nie miał własnego interesu