— Gdyby jej się to dokonać udało, wy o tem wiedzieć nie będziemy.
— Ty pierwsza dowiesz się o tem.
— W jaki sposób?
— Twoja matka cię odnajdzie... serce ją ku tobie poprowadzi! Miejmy nadzieję, lube me dziecię... Żyć trzeba, a żyć z nadzieją, iż nadejdzie dla tej nieszczęśliwej dzień rehabilitacyi... że przyjdzie tu ona z uściskiem, by zarazem oznajmić, iż słońce dla ciebie zajaśniało nareszcie.
— Niestety! będzie zapóźno... Lucyan już inną poślubi...
— Kto wie? nic go nie popycha do tego małżeństwa, do którego go zmuszają, a które może nie nastąpić wcale. Panna Harmant, jak ci wiadomo, jest chorą... mocno chorą... dni jej życia są policzone, być może... Lucyan usunął się od ciebie, aby być posłusznym obowiązkowi honoru... lecz on cię kocha... nie zapomni o tobie. Widziałam to w jego zmienionem obliczu, oczach napełnionych łzami. Podczas gdy mówił, iż kochać mu ciebie nie wolno, widziałam, iż kocha cię jeszcze!
— Ależ ten człowiek niegodny, ów Paweł Harmant, miałże prawo szperać w przeszłości i okrywać mnie hańbą? — wołała Łucya z oburzeniem. — Czyż prawo nie użyczy mi swojej opieki przeciwko takiej podłości?
— Niestety, me dziecię, prawo w wielu wypadkach bezsilnem się staje... nie należy nam liczyć na pomoc z tej strony. Odwagi, moja córko, odwagi! — mówiła roznosicielka głosem przepełnionym łzami. — Matka Eliza jest przy tobie... ona cię nie opuści... kochać i pocieszać cię będzie.
Tu przycisnęła Łucyę do wezbranego żalem i radością serca. Chwilowe milczenie przerwało rozmowę dwóch kobiet.
— Trzebaby ci się jednak czemś posilić, biedne me dziecię — odezwała się Joanna.
— Nie, niepodobnaby mi było jeść teraz, nie czuję głodu, matko Elizo!
— Należy zmusić się do tego... Mam dobry bulion u siebie, przyniosę ci filiżankę.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/696
Ta strona została przepisana.