Paweł Harmant zaczął wykonywać ważne roboty w wielkiej giserni, znajdującej się na lewym brzegu Sekwany. Pomienione prace wymagały zręcznego i starannego kierownika; przemysłowiec zatem powierzał je Lucyanowi Labroue. Obecnie przeto Lucyan chodził tylko zrana do fabryki w Courbebevoie, a resztę dnia spędzał w Paryżu.
Syn Juliana Labroue, pracując z całym zapałem, w pracy jedynie szukał ulgi i zapomnienia. Oddawna już nie odwiedziwszy swego przyjaciela Jerzego Darier, postanowił pewnego popołudnia udać się do niego, tem więcej, że gisernia, w której obecnie pracował, znajdowała się w pobliżu mieszkania młodego adwokata.
Przybywszy tam, zastał Jerzego przy śniadaniu, w towarzystwie Edmunda Castel.
Darier, ujrzawszy wchodzącego Lucyana ze zmienionem i smutnem obliczem, na którem widniały ślady ciężkiego cierpienia, nie zdołał powstrzymać okrzyku trwogi i niepokoju.
— Co tobie? na Boga! — pytał, ujmując rękę przybyłego; — byłżebyś chorym, Lucyanie?
— Nie, mój kochany — odrzekł Labroue z westchnieniem.
— Zkąd więc ta bladość... zmienione rysy twarzy?
— Nadmiar pracy, być może? — odezwał się Castel.
Lucyan w milczeniu poruszył głową.
— Siądźże i opowiadaj nam, co zaszło od chwili, w której widzieliśmy się po raz ostatni... może straciłeś miejsce w fabryce Harmanta?
Labroue powtórnie potrząsnął głową przecząco.
— Nie stawiałbyś tego zapytania, mój Jerzy — rzekł Edmund Castel — gdybyś był obecny przed kilkoma dniami odwiedzinom panny Harmant w mojej pracowni. Mówiła mi o panu Labroue w najbardziej pochlebnych wyrazach, dając do zrozumienia, iż oczekuje go świetniejsza przyszłość nad dyrektorstwo robót w fabryce. Wyraźnie była tam mowa o wspólnictwie w zakładach milionera.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/698
Ta strona została przepisana.