Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/699

Ta strona została przepisana.

— W rzeczy samej... współka ta była mi proponowaną — rzekł Lucyan.
— Ależ to rzecz świetna! przechodząca wszelkie nadzieje! — zawołał Darier. — Od trzech miesięcy zaledwie pracujesz w fabryce Harmanta i masz już przed sobą współkę w perspektywie! — A może i małżeństwo... — rzekł Castel.
Lucyan zadrżał na te wyrazy.
— Na honor! — mówił młody adwokat — nie dziwiłoby mnie to wcale. Słowa panny Harmant, gdy mi mówiła o tobie, czynią możebnem to przypuszczenie. Gorące uczucie z jej strony dla ciebie było widocznem i ona to, jestem pewien, wymogła na ojcu, by cię przypuścił do wspólnictwa w fabryce. No! wyznaj Lucyanie! — kończył żartobliwie — nie nadmieniałże ci Harmant co o małżeństwie?
— Mówił mi o tem...
— Zatem wybornie, mój przyjacielu! Oto wiadomość, która prawdziwie mnie uszczęśliwia! Witam w tobie przyszłego milionera! Kiedyż nastąpią zapowiedzi? ponieważ nie wątpię, żeś przyjął tę propozycyę.
— Przeciwnie... odrzuciłem!
— Odrzuciłeś?! — zawołał Jerzy — ależ to szaleństwo!
— Źle sądzisz... — odrzekł smutno Labroue.
— Ach prawda! — zapomniałem, że inną kochałeś.
— I kocham całą ma duszą, mimo, iż obowiązek nakazuje wyrzec mi się tej miłości. Pytałeś mnie przed chwilą, czy nie jestem cierpiącym... a więc tak! cierpię, o ile człowiek najciężej cierpieć może, a cierpię z przyczyny owej miłości, która była mem szczęściem... moją radością!
— Nic nie rozumiem — rzekł Jerzy. — Jeśli prawdziwie kochałeś, najświetniejsze widoki przyszłości i majątku nie powinny cię odwieść od tego. Własne, osobiste szczęście przedewszystkiem, a znajdujemy je, mój drogi, częściej w mierności niźli w bogactwie...