— Powtarzam ci, że nie powinienem kochać Łucyi — szepnął z boleścią młodzieniec.
— Ależ dlaczego?
— Fatalność mi tego zabrania... Pomiędzy Łucyą a mną, stanęła, jak opoka, zbrodnia... krew... krew... mojego ojca!
Edmund Castel drgnął, zaciekawiony.
— Co ty powiadasz? — zawołał Darier, przesuwając ręką po czole.
— Łucya jest córką Joanny Fortier... kobiety skazanej za zamordowanie mojego ojca.
Jerzy oniemiał, oszołomiony temi słowy. Edmund tknięty, jak iskrą elektryczną, zerwał się z miejsca.
— Ta, którą kochasz, byłażby córką Joanny Fortier? — zawołał. — Jestżeś tego pewien?
— Niestety, jaknajzupełniej!... miałem dowody w ręku i posiadam je jeszcze.
— Kto ci je dał?
— Pan Harmant.
Edmund Castel zadumał się głęboko.
— Pan Harmaut? — powtórzył — a zkąd je wydobył?
— Z merowstwa w Joigny, gdzie mamka Łucyi złożyła deklaracyę, oddając ją do przytułku dla opuszczonych dzieci w Paryżu.
— Lecz zkąd mu przyszła myśl, ażeby Łucya mogła być córka Joanny Fortier? — pytał dalej artysta! — Jadąc do Joigny, dla szukania dowodów, które pragnął ci złożyć przed oczyma, potrzebował wiedzieć, iż Łucya byławychowaną w Joigny...
Zkąd mógł o tem siedzieć?
— Nie odgaduję... nie wiem! — rzekł Lucyan, przykładając rękę do czoła. — Chwilami mieszać mi się w głowie zaczyna.
— Twierdziłaś niegdyś, iż wierzysz w niewinność Joanny w tej zbrodni?
— Tak, ale to moje przekonanie nie opiera się na żadnych podstawach. Sprawiedliwość ludzka potępiła wdowę
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/700
Ta strona została przepisana.