Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/704

Ta strona została przepisana.

wieka, którego po katastrofie na drodze żelaznej widziała pochylonego nad zemdlonym Duchemin’em.
— No, jakże pani czujesz się teraz? — zapytał nowoprzybyły.
— Byłam więc chorą?
— Owładnął panią gwałtowny atak nerwowy... Szczęściem na czasie uśmierzyć go zdołałem i widzę z przyjemnością, iż stan zdrowia pani jest obecnie zadawalniającym.
— Uczuwam wielkie znużenie... zdaje mi się, że moje nerwy i muskuły są poprzerywane... Zkąd to pochodzi?
— Zwykły to skutek nerwowego ataku... Bądź pani jednak spokojną... nie obawiaj się; spoczynek i dyeta przez dzień cały, a do jutra zupełnie pani wyzdrowiejesz.
— Bezustanne pragnienie mnie pali...
— Możesz je pani gasić letnią limoniadą.
— Zkąd jednak u mnie objawił się ów kryzys, którego nie pamiętam wcale?
— Ten pan — rzekł doktór, wskazując na Owidyusza — może panią lepiej odemnie o tem objaśnić. Nie byłem obecny przy początku paroksyzmu, a skorom tu przybył, rozwinęły się niebezpieczne symptomy.
— Popołudniu owładnął tobą nagle atak nerwowy — rzekł Soliweau — i to bez żadnego powodu. Jęki twe i krzyki objaśniały, żeś mocno cierpiała. Wiłaś się w spazmach po podłodze.
— To szczególne... — szepnęła Amanda; — nie przytrafiło mi się nigdy nic podobnego.
— Nie wysilaj pani umysłu na zgłębienie owej zagadki — rzekł doktór. — Powtarzam, iż wszelkie niebezpieczeństwo minęło, starania moje obecnie są bezpotrzebnemi. Żegnam więc panią.
Owidyusz wyprowadził lekarza do ogrodu.
— Strzeż się pan — rzekł tenże — dawać tej kobiecie raz drugi podobną dozę kanadyjskiego płynu, jaką dałeś jej wczoraj bez umiarkowania. Zabiłbyś ją odrazu! Pragnąłeś zapewne zmusić ją do wyjawieni# sobie czegoś. Szczegóły te mnie nie