Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/705

Ta strona została przepisana.

obchodzą, lecz jakiemikolwiekbądź byłyby one, popełniłeś występek!
— Nie powtórzę tego już więcej — wyrzekł Soliveau zmieszany — a teraz proszę, racz pan przyjąć należność, jaką dłużny mu jestem.
Doktór Richard odmówił przyjęcia honoraryum i odszedł.
— Szczęściem, że nie umarła! — myślał, wracając Owidyusz! — ten człowiek byłby mnie z pewnością oskarżył.
I wszedł do pokoju Alfredy.
— Proszę cię, baronie — wyrzekła — teraz, gdy jesteśmy sami, powiedz mi otwarcie, co się to stało?... Z jakiego powodu dostać mogłam tak gwałtownego nerwowego ataku?
— Mówiłem ci już przed chwilą, że nic nie wiem. Nie widzę powodu. który wywołał owe cierpienie. Wybiegłem zaniepokojony po doktora i szczęściem znalazłem ot tego.
Amanda opuściła głowę na poduszki w zamyśleniu.
— Jesteś skazaną na dyetę — mówił Soliveau dalej — sam więc dziś pójdę na śniadanie. Przyślę ci przez służącą limoniadę.
— Dobrze, dobrze... przyślij mi Magdalenę.
Soliveau wyszedł. Amanda ścigała go ponurym, nienawistnym wzrokiem aż ku drzwiom.
— Nie... nie! — szepnęła — on kłamie... to nienaturalne, Im więcej rozważam, tembardziej ta rzecz cała podejrzaną mi się wydaje. Byłam więc chorą niebezpiecznie... miałam atak, w którym umrzeć mogłam!...
Na wspomnienie śmierci zadrżała.
— I nic sobie nie przypominam! — mówiła dalej — a jednak... Tak... tak! piłam czarną kawę, wlawszy w takową dwa kieliszki likieru Chartreuse... gdy nagle mgła rozpostarła się przed memi oczyma... nic nie widziałam... nie słyszałam! Ach! czyliżby ten łotr nikczemny otruć mnie usiłował!
I zapomniawszy o swem osłabieniu, zerwała się z łóżka, podeszła do stołu, nieuprzątniętego jeszcze od dnia wczoraj-