— Ładna osoba... kochanka jego bezwątpienia.
— I prawdopodobnie wspólniczka zarazem. Gdybym należał jeszcze do policyi, wszystkobym to zaraz na jaw wyprowadził.
Amanda pobladła, drżąc cała.
— Nie zadziwiłbym się bynajmniej, posłyszawszy — mówił starzec dalej — gdyby ów nędznik skazanym został na śmierć przez powieszenie, a jego kochanka na dożywotnie więzienie. Kto się z kim wdaje, takim się staje. Lecz powiedzże mi, doktorze, cóż się tam stało dzisiejszej nocy w willi Róż, o czem przed chwilą wspomniałeś?
— Pamiętasz pan, com ci opowiadał przed kilkom a dniami o skutkach płynu kanadyjskiego?
— Tego, który nazywają w Ameryce napojem prawdy? Pamiętam to doskonale.
— Otóż ów mniemany baron de Reiss użył go tej nocy, aby wywołać atak obłędu, a w nim wydobyć zeznanie od towarzyszącej mu kobiety.
— I sądzisz, że mu się to udało?
— Napewno... Kobieta owa w przystępie szału wyjawiła mu wszystkie swe myśli, poczem nastąpił straszny, przerażający kryzys. Szczęściem, żem na czas przyszedł, inaczej śmierć jej groziła niechybna.
— Dlaczego?
— Dał jej zbyt wielką dozę tego płynu. Bez przeciwdziałającego lekarstwa ta nieszczęśliwa byłaby skonała niewątpliwie.
— Spisałżeś z tego protokuł? — pytał starzec.
— Nie było zasady.
— Źle sądzisz... ja widzę przeciwnie, wyraźne usiłowanie otrucia tej kobiety.
— A może to była tylko nieroztropność z jego strony?
— Ależ to, jak uważam, są nader niebezpieczni sąsiedzi — odezwała się siostra doktora. — Dobrze byłoby może powiadomić właścicielkę oberży o postępowaniu jej lokatorów.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/714
Ta strona została przepisana.