Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/719

Ta strona została przepisana.

gazynu zdumioną została nagłą zmianą, w całej postaci swej klientki. Marya jaśniała powróconem zdrowiem. Policzki jej wypełniły się, wzrok mniej był gorączkowym, palące rumieńce zniknęły.
— Przybywasz pani do mnie z naganą... nieprawdaż? — pytała magazynierka.
— Za co? dlaczego?
— Za niewykończenie dotąd zamówionych kostyumów. Na moje uniewinnienie jednakże przytoczę łagodzące okoliczności. Nie chciałaś ich pani przymierzać, zkąd powzięłam przekonanie, iż nie są one zbyt pilno potrzebne.
— Tak, w rzeczy samej, przypominam sobie... — odrzekła córka milionera — byłam słabą natenczas i nie myślałam o ubiorach. Co robić obecnie? zachowani je chyba na rok przyszły.
— Lecz wyjdą z mody...
— Mniejsza z tem... daruję je mej pokojówce. Mówmy raczej o tem, co mnie do pani sprowadza. Chciałabym wybrać fasony i materyały.
— Na toalety spacerowe?
— Nie, na ubiory wizytowe, balowe i toalety dla młodej mężatki.
— Dla młodej mężatki? — powtórzyła pani Augusta — będęż miała zaszczyt robić dla pani ślubne ubranie?
— Ma się rozumieć... — odpowiedziała Marya z uśmiechem. — Rzecz jest postanowioną w zasadzie, lecz dzień jeszcze nieoznaczony. Nagła decyzya w tym względzie nastąpić może lada chwila; nie chcąc zajmować się podobnemi szczegółami w wigilię dnia tak uroczystego, wolę to wszystko zawczasu sobie przygotować.
— Jestem na pani rozkazy... Nieszczęściem jednak nie mam obecnie robotnicy, jaka dla pani zwykle pracowała. Mocno jest chore biedne to dziewczę.
— Znajdziesz pani inną... — odrzekła sucho milionerka. — Pokaż mi, proszę, najmodniejsze materye.