— Łucyo... och! Łucyo! — jąkała z przerażeniem pani Augusta.
— Pozwól mi się pani usprawiedliwić!... — powtarzało dziewczę. — Mam wszelkie ku temu prawo... Potem uczynisz pani, co zechcesz. Panna Harmant nie przypomina więc sobie, iż przed ośmioma dniami padła przedemną na kolana, błagając, bym poświęciła się dla niej... Nie przypomina sobie, że ofiarowała mi wielką sumę pieniędzy, trzysta tysięcy franków, jeśli wyjadę z Paryża... A czy wiesz pani, w jakim celu to wszystko czyniła? Ponieważ jestem jej rywalką! Kocha człowieka, którego ja kocham i przez którego była kochaną! Oto przyczyna jej względem mnie nienawiści! Zapytaj ją pani, czy tak nie jest?
Marya, owładnięta wściekłością, darła w kawałki swą chustkę i rękawiczki.
— Jest ona zazdrosną zapamiętale!... — mówiła Łucya dalej — i zazdrość popychają do tego wstrętnego czynu, który potwarzą się zowie! No! panno Harmant... stoimy naprzeciw siebie... jeśli skłamałam, zadaj mi fałsz... proszę! kochasz Lucyana Labroue... chcesz go posiadać za jakąbądź cenę... Nie mogąc go podbić swemi wdziękami, kupujesz go sobie... zapłacisz go swojemi milionami, a mnie nienawidzisz dlatego, że kupując sobie jego nazwisko, nie możesz kupić i serca, które do mnie należeć nie przestanie. Powiedz, że kłamię... oskarż mnie mów... oczekuję tego!
— Drżyj!... abym nie powiedziała!... — zawołała Marya, stając ze zbielałemi ustami i wzrokiem błyszczącym ponuro.
— Nie drżę... nie obawiam się ciebie! Spokojna, z podniesionem czołem, oczekuję z ust twych nowej potwarzy.
— Nie obawiasz się... chcesz, ażebym mówiła?
— Chcę tego!
— A więc... niech padnie na ciebie hańba i nieszczęście, jakie mi przemocą wydzierasz!
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/722
Ta strona została przepisana.