Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/724

Ta strona została przepisana.

— A! pani się cieszysz... nieprawdaż? — zawołała, patrząc śmiało w oczy nieprzyjaciółce. — Nie poprzestając na ukradzeniu mi tego, którego kochałam, na zdruzgotaniu mi serca, starasz się mnie ztąd wypędzić! Zatruwszy mój spokój, mą radość, chleb mi odbierasz obecnie? Wszędzie bowiem, gdzie się odtąd ukażę, zapytają mnie gdzie pracowałam? Wymienię panią Augustę, a ona, badana w tym przedmiocie, odpowie: — Nie przyjmujcie do siebie tej dziewczyny... jej matka została skazaną za kradzież, podpalenie i morderstwo!
— Łucyo! — zawołała modniarka wzruszona do głębi.
— Ach! pani... — odrzekła robotnica, wybuchając łkaniem — okrutną względem mnie się okazałaś!... przebaczam ci jednak... przebaczam z całego serca! Co zaś do ciebie — dodała, zwracając się do Maryi — pomnij, iż Bóg ciężko cię ukarze!
Po tych słowach wybiegła z pośpiechem.
Panna Harmant, zostawszy sama z panią Augustą, uspokoiła się zwolna.
— Dziewczyna ta jest szaloną! — rzekła pogardliwie. — Oskarża mnie, iż jej zabrałam człowieka, którego kochała... osądź pani sama, czy Lucyan Labroue mógł kochać córkę Joanny Fortier, morderczyni swojego ojca?
— Co pani mówisz? — zawołała magazynierka z osłupieniem.
— Nieszczęściem... tak było! Ale przestańmy mówić o tej całej sprawie. Dla dobrej sławy zakładu pani potrzebnem było, by ta dziewczyna usłyszała, co o niej mówiłam. Z jej własnych zeznań wiesz pani teraz, co ci przedsięwziąć należy. Proszę teraz o pokazanie mi materyałów, jakich żądałam przed chwilą.
Podczas, gdy się to działo w salonie pani Augusty, Jerzy Darier z adwokacką teką w ręku, wyszedłszy z domu, zbliżał się szybko ku ulicy Bonapartego. Zdał się być mocno zajętym, a przybywszy na stacyę fiakrów, rozglądał się, pra-