gnąc przywołać jeden z takowych. Żaden z powozów nie znajdował się tam natenczas. Jerzy spojrzał na zegarek.
— Potrzeba mi przybyć nieodwołalnie na dziesiątą — wyszepnął i zwrócił się ku drugiej stacyi, lepiej w powozy zaopatrzonej.
Biegnąc z pośpiechem, nie dostrzegł, iż przy dobywaniu zegarka wysunęła mu się koperta z papierami, którą pozostawił za sobą na trotuarze.
O tak rannej stosunkowo godzinie niewielu przechodniów snuło się w tej stronie miasta. Koperta leżała czas jakiś na ziemi, gdy w oddaleniu ukazała się Joanna Fortier z koszami na plecach, napełnionemi chlebem. Nadszedłszy w to miejsce, dostrzegła pakiet zgubiony. Podniosła go i przeczytała adres: Pan Jerzy Darier, adwokat.
— Jerzy Darier... — powtórzyła — nie jestże to ów przyjaciel Lucyana Labroue? Tak... to on, jestem pewna, zgubił te papiery.
Koperta nie była zapieczętowana. Joanna idąc, dobywała z niej zawartość kolejno. Były tam notatki, arkusze stemplowane i wyroki sądowe.
— Ważne to papiery, jak widzę — mówiła roznosicielka, kładąc je napowrót w kopertę. Ale gdzie mieszka ów Jerzy Darier. Będę się starała go odnaleźć i oddać mu tę zgubę.
I wsunąwszy ów pakiet na piersi, po za bawet płóciennego fartucha, szła ku ulicy Bourbon.
Tego to rana, gdy wychodziła do piekarni, Łucya jej powiedziała, iż pójdzie do szwalni pani Augusty. Nie zastawszy przeto w domu dziewczęcia, zabrała się do uprzątania. Łucya wróciła około jedenastej. Wiemy, co ją spotkało w mieszkaniu modniarki. Wyszła ztamtąd gwałtownie wyburzona, znalazłszy się jednak na ulicy, spokój odzyskiwać zaczęła, rozmyślając nad swem obecnem położeniem.
Zostawszy niespodziewanie wydaloną ze szwalni, znalazła się nagle bez roboty, a tem samem bez środków do życia i tem nowem nieszczęściem ugodziła w nią ta, która zabrała
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/725
Ta strona została przepisana.