jej narzeczonego, której ojciec wydobył umyślnie dowody, rzucające na nią hańbę jej matki. Przeszywająca boleść ściskała serce dziewczyny, rozpacz ogarniała jej duszę. Wszystko łączyło się, ażeby ją pognębić, wszystko wokoło niej w proch się rozpadało. Szła zwolna, wlokąc się raczej, niż idąc, ogarnięta zniechęceniem do życia.
— Jedynem źródłem mego utrzymania była praca — powtarzało nieszczęśliwe dziewczę — i tej pracy obecnie mnie pozbawiają’.... Wkrótce we wszystkich szwalniach wiedzieć będą, że jestem córką kobiety, skazanej na więzienie za morderstwo i wszystkie drzwi z tej przyczyny zostaną przedemną zamknięte!
Przybywszy na ulicę Bourbon, uczuła się zupełnie bezsilną. Nie płakała, lecz oczy jej ponurym blaskiem jaśniały, gorączka krew jej paliła.
Joanna, posłyszawszy kroki nadchodzącej, ku drzwiom pobiegła. Spostrzegłszy zmienioną twarz dziewczęcia, w oczach jakoby wyraz obłąkania, odgadła, iż coś strasznego zajść znowu musiało.
— Boże, mój Boże! co ci jest, me dziecię? — wołała — wydajesz mi się być ciężko zgnębioną.
— Ach! otóż ostatni cios, matko Elizo — szepnęła Łucya — cios, który mnie zabije niechybnie!
— Lecz mów... na Boga, mów... co się stało?
— Wypędzono mnie...
— Wypędzono! — powtórzyła roznosicielka, załamując ręce.
— Tak... pani Augusta wygnała mnie z pracowni, jak ostatnią nędznicę... zostałam bez roboty... Po tylu mękach i torturach obecnie bez chleba pozostałam. Ach! umrzeć mi tylko... umrzeć teraz potrzeba!
Joanna uczuła nagły zamęt w głowie.
— Nie rozumem cię... — wyrzekła — z jakich powodów, dlaczego twoja zwierzchniczka poważyła się wydalić cię z pracowni?
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/726
Ta strona została przepisana.