jestem! ja bronić cię będę! Potwarz i obelga liczą się do zbrodni karanych prawem... Do trybunału nam udać się trzeba!
— Do trybunału? — powtórzyła Łucya.
— Tak... przed sąd skargę wniesiemy...
— Lecz w jaki sposób wziąć się do tego?
— Trzeba sobie obrać adwokata... prosić go o poradę... powierzyć mu swoją obronę, następnie uzbroić się w odwagę i walczyć...
— Adwokata... — wyrzekło dziewczę w zadumie.
— Ach! — zawołała nagle Joanna, przypomniawszy sobie o znalezionych papierach. — Przyjaciel Lucyana, Jerzy Darier, jest adwokatem, nieprawdaż?
— Tak, matko Elizo.
— Czy wiesz, gdzie mieszka?
— Przy ulicy Bonapartego, numer 27.
— Doskonale! pójdę do niego...
— Nie czyń tego, dobra moja opiekunko... nie czyń... ja proszę!
— Dlaczego? — Odmówi ci, będąc przyjacielem Lucyana.
— Kto wie, czy przeciwnie, nie naprowadzi na dobrą drogę towarzysza lat młodocianych?
— Ależ on jest adwokatem Harmanta... broni spraw jego...
— Cóż to znaczy? Wszystko, co mówisz, zachęca mnie tembardziej, bym się tam udała. Pan Darier może wpłynąć na swego klijenta, aby zaprzestał podobnych nikczemności, może dać mu do zrozumienia, że potwarz jest zbrodnią, podpadającą pod prawo i żądać od niego zadośćuczynienia za krzywdy moralne przezeń zrządzone. Muszę się widzieć z panem Darier, mam pozór przedstawienia się jemu... udzieli on mi rad swoich... powie, jak postąpić w tym razie. Nie... nie... nie wacham się dłużej, idę natychmiast do tego młodego adwokata.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/728
Ta strona została przepisana.