Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/732

Ta strona została przepisana.
XVI.

Nazajutrz przybywszy na śniadanie do hotelu, oczekiwała na ukończenie zwykłych zatrudnień Magdaleny. Około pierwszej, na dany znak przez dziewczynę, udała się wraz z nią na dziedziniec, a ztamtąd schodami na drugie piętro budynku. Służąca zatrzymała się przy drzwiach w końcu korytarza.
— Tutaj to, pani... — wyrzekła zcicha, nachylając się ku idącej za sobą. I po tych słowach szybko się oddaliła.
Amanda zatrzymała się przy drzwiach, zdjęta nerwowem drżeniem. Rozmyślała, jak usprawiedliwić swoje przybycie przed tym, którego swojem postępowaniem omal nie powiodła na zgubę. Stała przez kilka minut onieśmielona, zdjęta obawą, aż wreszcie, zapanowawszy nad sobą, zastukała.
Raul Duchemin spoczywał na łóżku z obwiązaną głową; stan jego zdrowia wszelako polepszył się o tyle, iż był wstanie prowadzić rozmowę. Nie przewidując, ktoby doń przybywał, odrzekł na puknięcie we drzwi: „Proszę wejść:“
Amanda ukazała się w progu. Raul do tego stopnia ujrzeć się jej nie spodziewał, iż zrazu nie poznał jej wcale. Podniósłszy się na łóżku zdziwiony, siadł i patrzył na nią. Szwaczka pani Augusty przystąpiła ku niemu z uśmiechem!
— Amanda! — zawołał, poznawszy nareszcie — ty tu... tu... u mnie?
— Tak, mój kochany — odrzekła, biorąc podaną sobie rękę jego. — Obecność moja dziwić cię nie powinna. Byłam świadkiem katastrofy, jaka cię spotkała. Poznałam ciebie, gdy omdlałego przenoszono cię tutaj. Pytałam się o ciebie każdodziennie, oczekując chwili, w której mogłabym widzieć się z tobą.
Słuchając powyższych wyrazów, Duchemin przypomniał sobie cały ogrom nieszczęść, jakich ta dziewczyna była przyczyną.