Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/735

Ta strona została przepisana.

— Opowiedz mi szczegółowo jak to było?
Duchemin nie ufając Amandzie, opowiedział jej w krótkości o przysłudze jaką mu wyświadczył de Reiss, wykupując jego weksel z rąk Petitjean’a, nic nie wspominając o wydanym dokumencie!
— I podobne dobrodziejstwo ze strony nieznanego człowieka nie wydało ci się być dziwem? — zapytała.
— Zastanowiło mnie to w rzeczy samej.
— A mimo to, przyjąłeś jego ofiarę...
— Dlaczego miałem odmówić, gdy pomoc przybyła w chwili, gdym stał ponad przepaścią.
— I sądzisz, iż ja uwierzę, że ten człowiek nic w zamian nie żądał od ciebie?
— Cóżby miał żądać?
— Gdybym wiedziała, nie pytałabym o to. Proszę cię, Raulu, powiedz mi prawdę... całą, czystą prawdę... Powtarzam, iż jesteśmy zagrożeni oboje, trzeba nam się zabezpieczyć przed tym nędznikiem, który takim jest baronem, jakim ty jesteś.
— Nie jest baronem... Wiesz o tem na pewno?
— Przysięgam!
— Jak więc on się nazywa?
— Owidyusz Soliveau. Jest to złodziej i morderca, który chciał mnie otruć przed kilkoma dniami.
— Chciał otruć... ciebie?
— Tak.
— Gdzie?
— Tu... w Bois-le-Roi.
— Ależ dlaczego?
— Odgadywał, że go przeniknęłam do głębi. Ten człowiek popełnił nie mało zbrodni. Wiem o jednej, która mu się nie udała, z przyczyny nieprzewidzianego zbiegu okoliczności.
— Jakaż to zbrodnia? — pytał żywo Duchemin, zaciekawiony opowiadaniem młodej szwaczki.
— Posłuchaj.