Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/737

Ta strona została przepisana.

kument wydobyty od ciebie, miał posłużyć bezwątpienia do jakiejś obmyślanej zbrodni. Ależ nie miałeś prawa wydawać mu podobnego dowodu?
— Zapewne... pozostać on winien w archiwum merostwa.
— Gdyby się przekonano, żeś mu go wydał, cóż nastąpić by mogło?
Duchemin zadrżał. Wielkie krople potu spływały mu po czole.
— Byłbym zgubionym! — odrzekł — zgubionym bez odwołania!
— I nie zemścisz się na zbrodniarzu, który pozornie ocalając cię z przepaści, wtrącił w głębszą jeszcze?.. nie będziesz się starał wy drzeć mu tego dokumentu, jaki zgubić cię może, a razem i owego nieszczęsnego wekslu, jakim cię znasza do milczenia.
— Zemścić się... wyrwać mu te papiery... Och! jakżebym pragnął!.. lecz w jaki sposób to uczynić?
— Ufasz mi? — pytała Amanda.
Duchemin zawachał się z razu, po kilku sekundach:
— Tak! — odpowiedział.
— Pozwolisz mi działać i obiecujesz mi bezwzględne posłuszeństwo?
— W zupełności. Cóż czynić trzeba?
— Śledzić gorliwie mniemanego barona de Reiss.
— Lecz jestem przykuty cierpieniem do łóżka...
— Nic nie ma nagłego... skoro wolno ci będzie wychodzić, działać poczniemy.
— Do podobnego jednak działania potrzeba pieniędzy, a ja ich nie posiadam.
— Dostarczę ci takowych. Oboje pomimowolnie musimy zostać wspólnikami w tej sprawie, inaczej zgubi nas ten człowiek. Najgłówniejszą rzeczą obecnie jest dowiedzieć się, gdzie mieszka Owidyusz Soliveau, ów mniemany baron.
— Jak to... ty niewiesz dotąd jeszcze tego?..