Smutek Lucyana zamiast się zmniejszyć, powiększał się z każdą chwilą. Skoro tylko znalazł się sam, pogrążał się w rozmyślaniu, spędzając w niem długie godziny. Harmant, nie widząc wokoło siebie żadnego niebezpieczeństwa, spoglądał w przyszłość bez obawy, wierząc niewzruszenie, iż nadejdzie czas, w którym Labroue zostanie jego zięciem. Jedynie choroba Maryi przygnębiała go, łudzić się jednak starał nadzieją, mówiąc sobie, iż małżeństwo dokona jej uzdrowienia.
∗
∗ ∗ |
W ową niedzielę zrana, gdy Amanda jechała do Boi-le-Roi, aby się widzieć z Duchemin’em, Lucyan szedł ulicą Assas do mieszkania Edmunda Castel, wskutek otrzymanego listu, w którym artysta zapraszał go, by przybył spędzić dzień ten w towarzystwie jego oraz Jerzego.
Młody adwokat po powTocie z Tours zastał również list od Edmunda z zaproszeniem.
Lucyan przybył pierwszy do artysty, który go przyjął w małym saloniku, obok pracowni.
— Dzięki ci... — rzekł, ściskając rękę młodzieńca — żeś zadość uczynił mej prośbie. Oczekując na przybycie Jerzego, porozmawiajmy nieco. Uczyniłem, coś żądał względem Joanny Fortier.
— I cóż?
— Z dobrego źródła otrzymałem wiadomość, iż nie ma jej dotąd wwiezieniu. Zniknęła bez śladu. Od chwili jej ucieczki z Clermont policya na ślad jej trafić nie może. Agenci obecnie liczą na jakiś nieprzewidziany wypadek, który ją odda w ich ręce.
— Tak więc... zniknęła nadzieja, abym mógł zbadać tę kobietę — rzekł Lucyan.
— To prawda... wiadomo jednak, że czasami niepodobieństwo prawdopodobuem się staje. A cóż się dzieje z panem Harmant? — pytał artysta.