— Nieszczęściem, zgubiłem! Sądząc, że zostawiłem je w domu, telegrafowaniu do mojej starej służącej, by przeszukawszy, doniosła mi o tem. Nic nie znalazła w moim pokoju. Na powtórne z mej strony polecenie, udała się do naczelnika pcdicyi, do sali, w której składają zgubione przedmioty, odzalezione przez uczciwych ludzi. I tam nowy zawód, papierów nie było. Z tej przyczyny, nie mogąc bronić trzeciej mej sprawy, prosiłem o odłożenie takowej na dwutygodniowy przeciąg czasu, postanowiwszy na rogach ulic rozlepić ogłoszenia, że hojnie wynagrodzę znalazcę, któryby mi zechciał je odnieść, w przeciwnym bowiem razie mój klijent proces przegrać może. W powyższych papierach znajdowały się listy, oraz różne ważne dowody, na jakich wygrana opartą była.
— Kazałeś więc już rozlepić te ogłoszenia? — pytał Edmund.
— Tak, dziś od rana... Są już zapewne na rogach ulic. Tysiąc franków nagrody, wydrukowane wielkiemi literami, temu, kto mi odniesie pomienione papiery.
— Mogłyżby one, powiedz mi, przydać się komu?
— Nikomu, jak tylko mnie i mojemu klijentowi.
— W takim razie odnajdziesz je ne pewno.
— Mam nadzieję.
Tu na oznajmienie służącego, iż śniadanie na stole, wszyscy trzej razem udali się do przyległego pokoju. Przeplatali poufną pogadanką, śniadanie to przedłużyło się do godziny drugiej po południu.
— Możebyśmy przeszli do pracowni? — rzekł Edmund, dym z cygar czyni tu powietrze zbyt ciężkiem.
— Zgoda! — odpowiedzieli obaj, idąc za artystą.
— W pośrodku pracowni na stalugach, stał bliski już wykończenia portret Maryi Harmant. Obraz, przedstawiający przyaresztowanie Joanny na probostwie, był, jak zwykle, zarzulonem płótnem nakryty. Jerzy z Lucyanem oddawali pochwałę portretowi córki milionera, w którym podobieństwo doskonale pochwyconem zostało.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/748
Ta strona została przepisana.