Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/749

Ta strona została przepisana.

— Zatem panna Harmant przybywała tu dla pozowania? — zapytał Jerzy.
— Tak... pięć, czy sześć razy. Jest to niespodzianka, jaką przygotowuje ona dla ojca na dzień jego urodzin.
— Zatem, rzecz pilna?
— Bynajmniej... uroczystość ta nastąpi dopiero za trzy miesiące.
— Czyż ona tego doczeka? — rzekł Lucyan. — Od pewnego czasu zmieniła się w sposób, któryby mnie mocno zatrwożył, gdybym był jej ojcem.
— Suchotnicy — odezwał się Jerzy — utrzymują się przy życiu dłużej, niż inni chorzy.
Labroue chciał na to coś odpowiedzieć, gdy wszedł służący z oznajmieniem, iż panna Harmant przybyła i chce się widzieć z panem Castel.
— Co? panna Harmant tu? dziś... w niedzielę? — zawołał zdumiony artysta. Ależ to nie dzień pozowania... Rzecz dziwna, co ona może żądać?...
To mówiąc, udał się do salonu. Marya podeszła naprzeciw wchodzącego.
— Przebacz mi pan — wyrzekła — iż przerywam ci dzień odpoczynku, niedzielę. Czuję, iż moja wizy ta jest niewłaściwą, mam wszakże ważny powód na moje usprawiedliwienie.
— Odwiedziny pani w każdym razie niewymowną sprawiają mi przyjemność — rzekł Edmund uprzejmie; — mówiłaś pani, iż ważny powód... O cóż więc chodzi?
— Mój ojciec przybędzie tu za chwilę; chce prosić pana o pewną przysługę, a gdy przy tej sposobności zapragnie zwiedzić pańską pracownię, nie radabym była, by spostrzegł mój portret, bo wtedy przepadłaby cała niespodzianka.
— To prawda... nic łatwiejszego jednak, jak zadowolnić panią w tym razie — rzekł Edmund, zadrżawszy pomimowolnie na myśl o odwiedzinach przemysłowca. — Pan Harmant, mówiłaś pani, ma przybyć tu za chwile?