— Tak; zatrzymał się w drodze, wstąpiwszy do fabrykanta, z którym wiążą go interesa, korzystając z czego pośpieszyłam, ażeby pana uprzedzić.
— Zatem pani tu pozostaniesz, oczekując na przybycie ojca?
— Tak... radabym, jeżeli moja obecność nie sprawi panu różnicy.
— Bynajmniej, a tem więcej będzie to dla mnie przyjemnem, iż pani spotkasz u mnie dwie osobistości, z którymi przed chwilą o pani mówiłem.
— O mnie? — zawołała zdziwiona.
— Tak... o pani... a mówiliśmy o niej wiele złego.
— O! temu nie wierzę! — odparła śmiejąc się Marya.
— Masz pani słuszność, przeczuwasz bowiem, iż znajdujesz tu szczerych przyjaciół. Pozwolisz-że sobie przedstawić ich pani?
— Nietylko pozwolę, lecz proszę o to! Przedewszystkiem wszakże ukryj pan gdzie mój portret jaknajprędzej?
— Natychmiast to uczynię. Racz pani przejść zemną do mojej pracowni.
Tu podał ramię córce Harmanta.
Z chwilą, gdy weszli, dziewczę wydało okrzyk, spostrzegłszy Jerzego i Lucyana. Ze zdziwieniem jej łączyło się głębokie wzruszenie, kraśniała i bladła naprzemiany.
Obaj młodzieńcy powstali, witając ją ukłonem. Lucyan mocno zakłopotany, rzucił na Edmunda badawcze spojrzenie. Wzrok artysty zdawał się mówić mu nawzajem:
— Odwagi... odwagi! Wypełnij rady, jakich ci udzieliłem dziś rano.
Jerzy Darier pierwszy pośpieszył ku wchodzącym.
— Obecność pani — rzekł — jest dla nas prawdziwą niespodzianką.
— Jak mnie zarówno spotkanie panów — odpowiedziała. — Pozwolisz pan jednak — dodała — iż uczynię mu małą wymówkę. By panów ujrzeć, potrzeba aż tutaj przyjeżdżać
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/750
Ta strona została przepisana.