jest oryginałem w rzeczywistości, o to nam właśnie chodzi. Obraz ten niezmiernie mi się podobał — mówił dalej przemysłowiec — słyszałem jednak, że istnieje mnóstwo kopij ze starożytnych oryginałów; nie jestże ów Rubens jedną z podobnych? Żądają za utwór ten wysoką cenę, którą byłbym gotów wreszcie zapłacić, ale nie obciąłbym zostać oszukanym. Otóż, przychodzę prosić cię, panie Castel, byś zechciał rozciąć tę kwestyę.
— Jestem na pańskie rozkazy... Gdzież się znajduje ów obraz?
— U jednego z kupców, przy ulicy des Martyrs.
— U Weymanna... nieprawdaż?
— Tak... właśnie...
— Obraz ten ma metr wysokości, a około dwudziestu metrów szeroki, przedstawia Bogów Olimpu.
— W rzeczy samej... widzę, iż pan znasz to dzieło. Cóż o nim sądzić? mamże go nabyć?..
— Nie czyń pan tego.
— A więc wadliwem jest ono?
— Bynajmniej... utwór to średniej wartości, lecz w każdym razie jest to tylko kopia, nic więcej. Weymann żąda od pana pieędziesiat tysięcy franków. Odginaj wartby był tę sumę, lecz kopia najwyżej warta sto luidorów. Zatem nie kupuj pan.
— Dzięki... po tysiąc razy dzięki, za tą dobrą radę. Wyświadczyłeś mi pan prawdziwą przysługę.
— Szczęśliwy jestem, żem mógł to uczynić — odrzekł artysta. — A teraz — dodał — kochany panie Harmant, mam z panem o czemś pomówić.
— Jestem na pańskie usługi... o cóż chodzi?
— Wyznacz mi proszę dzień i godzinę, w których mógłbyś mnie przyjąć u siebie.
— Od pana to zależy... drogi, kochany artysto. Miałżebyś o czemś ważnem ze mną do pomówienia?
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/754
Ta strona została przepisana.