Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/755

Ta strona została przepisana.

— Tak... jestem w tym razie posłem mego przyjaciela Lucyana Labroue — rzekł Edmund, rzucając na młodzieńca znaczące spojrzenie.
Zrozumiawszy je Lucyan, zadrżał.
— Aha! — odparł przemysłowiec, spoglądając na młodego dyrektora robót.
— Wiadomo panu — mówił dalej Castel — że Lucyan jest sierotą.
— Tak... tak! — wymruknął Garaud, marszcząc czoło pomimowolnie.
— Otóż pan Labrone prosił mnie, bym mu zastąpił ojca w tym razie...
Harmant podniósł się nagle zmieniony. Czoło rozpogodziło mu się, jak gdyby cudem.
— Zgaduję o co chodzi... — wyrzekł z uśmiechem. — Lucyan przyjmuje moją ofiarę, stanowimy więc odtąd, panowie, jedną rodzinę, ponieważ obaj jesteście serdecznymi przyjaciółmi Lucyana, możemy zatem mówić otwarcie. Pan Labroue, wiedziony wysoką delikatnością, co w każdym razie zwiększa mój szacunek dla niego, prosił mnie o udzielenie sobie czasu dla głębszego rozmyślenia. Chwila zdecydowania się jego nadeszła, co zawdzięczam wpływowi panów i za co szczerze dziękuję. Zgaduje zatem, iż celem pańskiej wizyty u mnie, kochany artysto, będzie prośba Lucyana o rękę mej córki?
Lucyan, ulegając pomimowolnie wpływowi Edmunda Castel, wyjąknął z cicha:
— Tak, panie...
— Zatem kochani przyjaciele, prośba przyjętą zostaje — rzekł Harmant — ponieważ naprzód była przewidzianą. Potrzebujemy jedynie teraz ułożyć niektóre przedwstępne szczegóły... Liczę w tym względzie na pana Jerzego Barier, uważając go, jako pierwszorzędnego prawnika, zechce on ułożyć wraz ze mną paragrafy kontraktu, jakie przedstawię następnie mojemu notaryuszowi.
— Jestem na pańskie rozkazy — rzekł Jerzy.