ręką łzy jakie mu z oczu płynęły, ile ja kocham to dziecię... dla mnie ona jest wszystkiem! radością... szczęściem... i życiem! Kocha Lucyana do szaleństwa... z trwogą oczekiwałem z jego strony wyroku ocalenia, a jeden Bóg wie tylko, ile cierpiałem w tej niepewności... Najcięższemu wrogowi nie życzę, by przebył mąk tyle! Dziś jednak to wszystko minęło... odżywam!.. dzięki wam... i tobie dzięki Lucyanie.
Labroue uścisnął bezwiednie prawie, podaną sobie rękę Harmanta, zapytując siebie:
— Jestże to sen?.. kiedyż nastąpi wreszcie przebudzenie?..
Jerzy Darier uczuł się być głęboko wzruszonym ojcowską miłością tego człowieka... miłością, jaka zdawała się przygniatać Lucyana. Edmund Castel, patrzył spokojny na tą całą scenę, myśląc w głębi:
— Czyliż podobna, aby ów człowiek, ogólnie szanowany i poważany, ów ojciec wzorowy, mógł być ostatnim z nędzników... nie... nie! ja chyba się mylę.
Przemysłowiec wkrótce odzyskał zwykłą spokojność.
— Dzień dzisiejszy... — rzekł — jest najszczęśliwszym dniem w mojem życiu! Wybaczcie memu wzruszeniu... radości oprzeć się nie byłem w stanie...
— Cieszę się, iż tyle szczęśliwa chwila, spoikała pana w mym domu... — rzekł Castel. — Oby ona była długotrwałą!.. — dodał z cicha.
To mówiąc, artysta zbliżył się ku obrazowi, pokrytemu płótnem zielonem, umieszczonemu na stalagach przy bocznej ścianie pracowni, z czego korzystając Darier, zapytał:
— Wykończyłeś nareszcie ów obraz opiekunie, który pozwoliłeś mi nazywać moim obrazem?..
— Prawie zupełnie, zostaje jedynie dopełnić parę drobnych szczegółów, a całość będzie gotową.
Harmant podniósłszy głowę, słuchał z uwagą.
— Mówicie panowie o nowem dziele, jakie wykończyłeś, kochany artysto? — zapytał.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/757
Ta strona została przepisana.