Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/77

Ta strona została przepisana.

miłość odpowiada wzgardą, nikczemna! A zatem zgiń moja miłości na wieki! Będę odtąd myślał o majątku jedynie!
I pod potokami deszczu, przemoknięty do kości, przeszedł most, a minąwszy ścieżkę, wszedł na równinę.
Po upływie kwadransa stanął u bocznych drzwi fabryki, przed któremi zatrzymywał się ubiegłej nocy dla zrobienia odcisku zamku. Dobywszy z kieszeni małe narzędzie żelazne, ku temu przygotowane, ułożył je w dziurkę od klucza i zlekka zakręcił.
Drzwi się otworzyły.
Zamknąwszy je, postąpił naprzód i znalazł się w podwórzu fabryki.
Burza dochodziła do szczytu grozy i siły.
Jakób Garaud spojrzał ku stancyjce Joanny. Dojrzał tam światło przez szyby.
— A więc jest w domu — szepnął przez zaciśnięte zęby. — Śmieje się, myśląc, że ja czekam na deszczu, jak jaki głupiec. Ach! obecnie nie miłość mną powoduje, ale nienawiść!
Czepiając się murów, ażeby nie wyjść na część podwórza słabo oświetlonego latarniami, doszedł do mieszkania Joanny.
Szum wichru i deszczu przygłuszały odgłos jego kroków. Przybywszy w pobliże pawilonu, nasłuchiwać zaczął. Jakieś słowa dobiegały uszu jego. Był to głos pani Portier, mówiącej do swego syna, czego jednak, zagłuszony burzą, rozróżnić nie mógł.
— Nie chcesz opuścić tego domu! — mruknął, podczas, gdy twarz jego przybrała wyraz okrutnej zemsty i nienawiści — dobrze!... ty więc dostarczysz mi tego, co potrzeba, aby go obrócić w perzynę!...
I zbliżył się do składu, w którym Joanna umieściła rano butelki z petroleum. Było ich pięć. Jakób, wziąwszy z nich cztery, poszedł do warsztatu stolarzy, którego drzwi z łatwością otworzył, znając tajemnicę poruszenia zamku. Wszedłszy tam, wylał z dwóch butelek petroleum na wióry i kupę nagro-