— Tak... i kocham Łucyę, jak gdyby była mą córką... By ją ocalić, by ją uczynić szczęśliwą, oddałabym bez wąchania ostatnią kroplę krwi mojej!..
W chwili tej zapukał zlekka ktoś do drzwi gabinetu.
— Wejść!.. — zawołał adwokat.
Magdalena ukazała się w progu.
— Panie... — wyrzekła — jeden z klientów przybył do pana.
— Kto taki?
— Pan Harmant.
— On?! — zawołała Joanna.
— Trzeba udać się z prośbą do niego... — rzekł Jerzy, biorąc za rękę roznosicielkę. — Od niego zależy życie tej biednej dziewczyny, rozważ to pani. I wprowadził matkę Elizę do salonu, w którym znajdował się przemysłowiec.
Ujrzawszy Jerzego w towarzystwie nieznanej, ubogiej kobiety, Harmant cofnął się zdumiony, które to zdumienie wzrastało szybko, gdy ta kobieta upadła przed nim na kolana, z pochyloną głową, wzniesionemi błagalnie rękoma.
— Kto pani jesteś?.. Czego żądasz? — pytał zaniepokojony.
— Ta nieszczęśliwa, jest Elizą Perrin — przemówił adwokat. — Kochając głęboko, macierzyńską prawie miłością młodą sierotę, umierającą z rozpaczy, przyszła błagać cię, panie, abyś ocalił to biedne dziewczę.
— Tak... tak! — jąkała Joanna ze łkaniem... — ocal ją panie!.. ocal!..
Usłyszawszy nazwisko Elizy Perrin, słysząc głos mówiącej, jaki mu wiódł tyle wspomnień przeszłości, milioner uczuł, iż zimny pot kroplami spływa mu po czole.
Po dwudziestu jeden latach Jakób Garaud i Joanna Fortier znaleźli się naprzeciw siebie, ale oboje tak zmienieni, iż poznać ich nie podobna było. Prócz tego akcent angielski, nabyty przez czas długiego pobytu w Ameryce, zmnienił brzmienie głosu, byłego nadzorcy.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/779
Ta strona została przepisana.