Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/780

Ta strona została przepisana.

Joanna, podniósłszy głowę, spojrzała z po za łez na tego, którego przyszła błagać o ocalenie swej córki. Blada twarz przemysłowca, otoczona siwemi włosami i pobielałymi zupełnie faworytami nie obudziła w nim żadnych podejrzeń.
Jakób, przeciwnie, za pierwszym rzutem oka odnalazł pod zwiędłemi rysami oblicze tej pięknej kobiety, którą niegdyś tak kochał namiętnie. Zadrżał od stóp do głowy.
W pierwszej chwili, sądził się być zgubionym, mniemając, że Joanna go pozna, jak on ją poznał i że zawoła:
— Oto Jakób Garaud!.. Oto morderca Juliana Labroue... podpalacz z Alfortville!..
Przestrach jego wszelako trwał krótką chwilę. Zrozumiał, iż zginie, jeżeli odważnie nie stawi czoła burzy, huczącej nad sobą...
Przybrawszy zatem zwykłą obojętność, mimo, iż twarz jego była marmurowo bladą, a usta mu drżały, odrzekł, usiłując bardziej jeszcze nadać swym słowom akcent cudzoziemski.
— Pani wnosisz prośbę za jakąś dziewczyną. Chcesz ją ocalić? Ja nie rozumiem zgoła o co chodzi?.. Co to wszystko znaczy?
— Chodzi tu panie o Łucyę Fortier... — rzekł Jerzy.
— O Łucyę Fortier? — powtórzył milioner. — Cóż ja mogę uczynić dla niej, wobec hańby, jaka ciąży po nad nią z przyczyny zbrodni jej matki?
— Możesz pan jej życie przywrócić!.. — zawołała Joanna. — Przyprowadziłeś pan do rozpaczy i nędzy to biedne dziecię, nie mogące w każdym razie odpowiadać za zbrodnie, jakie zarzucają jej matce... Dla swojej córki wydarłeś jej pan tego, którego kochała, a pomieniona pańska córka pozbawiła ją ostatniego i jedynego środka do życia, pozbawiła ją pracy!.. Łucya, przygnębiona moralnie, gaśnie powoli... Pan to ją zabijasz!.. Cóż ci uczyniła, — abyś w podobny sposób ją dręczył?.. Miałżeś pan prawo szperać w przeszłości jej matki, dla okrycia tej dziewczyny obelgami i hańbą? Nie jestże to czynem