Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/781

Ta strona została przepisana.

nieludzkim... okrutnym? Córka twoja żyć będzie szczęśliwa w bogactwach, podczas gdy Łucya umrze w rozpaczy! Jestże to godnem szlachetnego człowieka... jestże to sprawiedliwem?
Harmant drżał w uniesieniu i trwodze, gorzko żałując, iż na tę chwilę właśnie przybył do Jerzego.
— Cóż więc ja mogę uczynić... cóż chcesz abym uczynił?.. — zawołał gwałtownie. — Mojaż to wina, iż Łucya jest córką zbrodniarki?
— Milcz pan!.. nie lżyj tego niewinnego dziewczęcia: — krzyknęła Joanna, stając pałająca gniewem.
Szatańska myśl przebiegła umysł Jakóba Garaud.
— Za zbyt pani posuwasz swoją zuchwałość — rzekł dumnie. — Możnaby sądzić, iż bliższe węzły nad zwykłą przyjaźń, łączą cię z tą dziewczyną. Jakiem prawem śmiesz żądać, bym ci zdawał rachunek z moich czynności? O co poważasz się mnie oskarżać?.. Żem powstrzymał Lucyana Labroue ponad przepaścią, w jaką chciał się rzucić bezwiednie. Byłbym więc działał szlachetniej, według ciebie, dozwalając mu zaślubić tę, której matka zabiła mu ojca? Nie dopuszczając tyle haniebnego małżeństwa, spełniłem mój obowiązek i szczycę się z tego! Obecnie, po tem co nastąpiło, inna mi droga pozostaje, na której pan Darier mi dopomoże, jestem tego pewny. Sposób, w jaki bronisz Łucyi Fortier odsłania mi twą osobistość... Tak! ty nie jesteś Elizą Perrin, ale skazaną z Alfortville... zbiegłą z więzienia w Clermont... ty jesteś Joanną Fortier!
Na te wyrazy Joanna zachwiała się i drżąca rzuciła w około siebie obłąkanym wzrokiem, jak gdyby szukając wsparcia i obrony.
— Tak! będzie to przysługą dla społeczeństwa i sprawiedliwości — mówił Garaud dalej — zwracając się ku Jerzemu, przytrzymać tę kobietę... Idę natychmiast po policyjnych agentów. Tu łotr posunął się ku drzwiom.
Jerzy poskoczył, zastępując mu drogę.
— Zatrzymaj się pan... — zawołał.