Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/782

Ta strona została przepisana.

— Jakto... nie dopuszczasz, abym oddal tę występny w ręce sprawiedliwości? — krzyknął zdumiony.
— Nie dopuszczam... oponuję!
— Dlaczego?
— Ta kobieta nazywa się Eliza Perrin, znam ją i chcę ją znać jedynie pod tym nazwiskiem. A gdyby nawet być miała jak pan utrzymujesz Joanną Fortier, zostaje tu ona w mojem mieszkaniu, pod moją opieką.. Wszedłszy tu wolna... wyjdzie ztąd wolną!.. Gabinet mój nie jest panie aresztem, ani pułapką policyi.
— Oddal się pani... — rzekł do Joanny... — odejdź bez obawy. Niech cię Bóg prowadzi i swoją osłania opieką!
Joanna drżąca, z wyciągniętemi ku Jerzemu rękoma, jak gdyby chcąc mu dziękować i błogosławić, postąpiła parę kroków chwiejąc się cała.
— Ależ... — zawołał z gniewem Harmant — takie postępowanie to bezrozumne panie!.. to...
— Proszę pamiętać, iż pan się u mnie znajdujesz... — przerwał mu Jerzy, dokończyć nie pozwalając. — Nie przyjmuję z pańskiej strony żadnych uwag co do mojego postępowania, w czem mnie tylko samemu sędzią być wolno.
— Idź... idź Elizo Perrin... odejdź w spokoju — rzekł do niej.
Roznosicielka, pochwyciwszy rękę Jerzego, wskazującą jej wyjście, przyłożyła ją do ust z gorącą wdzięcznością, poczem szybko wybiegła.
Harmant rzucił się ku drzwiom, chcąc ją zatrzymać, gdy Jerzy szybkim ruchem po raz drugi zastąpił mu drogę.

XXVI.

— Dlaczego pan pozwoliłeś odejść tej kobiecie? — zawołał z gniewem przemysłowiec.